18 września Kościół wspomina św. Stanisław Kostkę, patrona polskich dzieci i młodzieży. W tym roku to święto ustępuje pierszeństwa 26. Niedzieli zwykłej, ale warto przypomnieć sobie kim był ten święty i czy wciąż jest aktualnym wzorem dla młodych ludzi.
Patrząc na obrazek św. Stanisława Kostki widzimy chłopca z natchnionym wyrazem twarzy, wznoszącego oczy ku niebu, ze złożonymi rękami. Jakiś taki ten chłopiec ugrzeczniony, sztuczny i nierealny. A do tego trzyma lilie albo dzieciątko. Czym taki Święty może porwać młodzież XXI wieku, która żyje trzymając w rękach smartfona?
Historia św. Stanisława Kostki
„Czy był
święty, nie wiem. Ale był dobry – tak zeznał w procesie beatyfikacyjnym
Stanisława Kostki jego nauczyciel domowy i wychowawca Jan Biliński. Był
dobry od małego. Urodził się w bogatej, szlacheckiej rodzinie
w Rostkowie, który kiedyś prawdopodobnie nazywał się Kostkowem,
w okolicach Przasnysza na Mazowszu. Miał 5 rodzeństwa. Po latach jego brat
Paweł opowie, że rodzice wychowywali dzieci według ustalonych zasad,
w karności, posłuszeństwie oraz w wierze katolickiej.
Staś kochał rodziców, ale przyszedł taki czas, że stanął przed wyborem – bycia
posłusznym woli rodziców, czy realizacji własnych marzeń. A głowę miał
pełną marzeń. Ojciec chciał by był sukcesorem jego godności kasztelańskiej,
dziedzicem majątku, by bogato się ożenił i robił dworską karierę. Ale Staś
odpowiadał niezmiennie: „do większych rzeczy zostałem stworzony”.
Marzył, by zostać księdzem.
Rodzice posłali jego i brata Pawła do szkoły ojców jezuitów do Wiednia. Staś miał zaledwie 14 lat. Na początku nauka szła mu opornie. Przecież studiował po łacinie, a wszyscy wokół mówili po niemiecku. A do tego to mieszkanie w internacie. Ani jego kolegom, ani nawet bratu nie podobało się, że tak długo się modli albo pilnie odrabia lekcje, gdy oni szli „w miasto”. Drwili z niego, kpili, szturchali i płatali niewybredne żarty. Koniecznie chcieli, żeby był taki jak oni. Ale on był inny i ta inność drażniła. Był sobą i nie ugiął się. A gdy mu było ciężko wołał: „Początkiem, środkiem i końcem mego życia rządź Chryste!”.
Prawdziwą udręką była dla niego nie dokuczliwość kolegów, a trapiąca go myśl, że ojcowie jezuici nie przyjmą go do zakonu bez zgody rodziców. Był w kropce. Swoim zmartwieniem podzielił się z zaprzyjaźnionym ojcem Franciszkiem. Ten poradził, by zamiast do Rzymu jak planował Staś – udał się do Augsburga, do o. Piotra Kanizjusza – ówczesnego przełożonego niemieckiej prowincji Jezuitów. Dał mu list polecający.
Utrudzony dotarł do celu, ale miał pecha – zakonnik, którego poszukiwał akurat był w Dylindze, w Bawarii. Poszedł więc dalej i wyobraźcie sobie, że przeszedł aż 650 km. Różnych sztuczek po drodze musiał używać, bo wyruszył za nim pościg na czele z jego bratem. W przebraniu żebraka, stresie, głodzie i bólu dotarł do Dylingi.
W świetle jego poczynań już nie widać tego cukierkowatego świętego z obrazka, a prawdziwego twardziela, odważnego i sprytnego, a przede wszystkim wiernego swoim marzeniom do końca. Młodzieńca z wielką pasją.
W Dylindze niestety nie odetchnął z ulgą. Przyjęto z dużą dozą podejrzliwości i poddano rocznej próbie. On otoczony w domu rodzinnym służbą, wykonywał teraz najgorsze prace, szorował podłogi, mył latryny, rąbał drewno i skrobał przypalone garnki. Zaciskał zęby i wszystko ofiarowywał Panu Bogu, modląc się o wytrwanie. Jak byśmy powiedzieli trawestując słowa dzisiejszej Ewangelii: „Czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. Egzamin zdał. Podjęto decyzję o przyjęciu Stanisława do nowicjatu i wraz z dwoma młodymi zakonnikami wysłano do jezuitów do Rzymu. Przez Alpy na pieszo, czasami tylko kawałek na furmance – szedł prosto do świętości. I wreszcie spełniło się marzenie Stasia. Był w nowicjacie Towarzystwa Jezusowego, choć nie ukończył jeszcze 17 lat. To był jego priorytet.
W Rzymie Staś z pasją oddał się swoim obowiązkom. Swoją dobrocią, pobożnością i pokorą ujmował wszystkich. Miał też nowe marzenie. Chciał zostać misjonarzem i pojechać do Indii.
Ale plany Boże były inne. Po dwóch latach pobytu w Rzymie zachorował na malarię, która wtedy była chorobą niewyleczalną. W momencie śmierci uśmiechał się i powiedział: „widzę Najświętszą Marię Pannę z orszakiem świętych, którzy idą po mnie”.
Wspomnienie św. Stanisława Kostki
Dzisiaj św. Stanisław Kostka jest patronem młodzieży i patronem Polski. 18 września obchodzimy jego wspomnienie.
Jan Paweł II
powiedział o nim cztery wieki później, cytując „Księgę Mądrości” – «Żyjąc
krótko, przeżył czasów wiele». Gdy papież, modlił się przy sarkofagu
Stanisława Kostki, powiedział o swoim wielkim przywiązaniu do tego
młodego świętego:
„Ten święty patron młodzieży polskiej towarzyszył mi od dawna,
w czasach młodości i potem, stale. Towarzyszył mi w Rzymie, gdy
byłem studentem w położonym niedaleko stąd Kolegium Belgijskim. Prawie
każdego dnia przychodziłem szukać u niego duchowego światła i pomocy
[…]. Jego krótka droga życiowa z Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń
do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj do tego celu życia
każdego chrześcijanina, jakim jest świętość”.
Analizując, życie św. Stanisława Kostki można wyciągnąć wniosek, że to nie długość decyduje o tym, czy to życie jest szczęśliwe i spełnione. To nie długość, a jakość życia.